NIEMCY
"Całkiem nieźle"
Raport specjalny o niepełnosprawnych
(aut. Volker Neumann 02.2003; DPS
Forum 5.03.2003)
Poniższy materiał jest niemiecką częścią
międzynarodowego projektu Unii Europejskiej, mającego choćby wycinkowo
przedstawić sytuację niepełnosprawnych w poszczególnych krajach.
Prawa do publikacji na terenie Polski ma jedynie DPS Forum. Autorem
tekstu jest Volker Neumann, redaktor naczelny największego u naszych
zachodnich sąsiadów pisma poświęconego niepełnosprawnym - "Handicap"!
Całkiem nieźle
W Niemczech żyje około 6,6 miliona ludzi z oficjalnie uznaną niepełnosprawnością.
Chociaż ich sytuacja indywidualna jest bardzo zróżnicowana, wydaje
się, że Niemcy są na dobrej drodze, by ludzi tych w odpowiedni sposób
zintegrować.
Drabina do szopy, którą Jens pokonywał wcześniej już tysiąc razy,
nagle zaczęła stanowić dla niego problem. Jego nogi nie chciały
tego samego, czego on sam chciał. Jednak więcej ważyło to, że w
tym samym momencie nie czuł pod sobą stałego lądu. "Ależ
to jest ten, który ciągle sika w spodnie", mówiły inne
dzieci. Wtedy Jens miał 10 lat i był to początek długiego okresu
cierpień. Dopiero 2 lata później lekarz stwierdził przyczynę niepełnosprawności
Jensa : stwardnienie rozsiane. "Z jednej strony to była
ulga, bo zaraz stało się jasne, że nie jestem stuknięty czy niezdolny,
z drugiej jasne było, że to nie jest wada, którą można zlikwidować
jakimiś ćwiczeniami"...
Człowiek niepełnosprawny jest także w Niemczech czymś szczególnym.
Obiektem dla gapiów. Przynajmniej wtedy, gdy niepełnosprawność dobrze
widać na zewnątrz. Zwłaszcza dla niepełnosprawnych dzieci jest to
status, który czyni ich dzieciństwo innym. Jak sobie z tym najlepiej
poradzić, pozostaje kwestią dyskusyjną. Do tej pory podział był
jednoznaczny - większość zwykłych szkół odmawiała przyjęcia dzieciom
niepełnosprawnym. Trafiały one w związku z tym do szkół specjalnych,
które dodatkowo podzielono na szkoły dla dzieci z niepełnosprawnością
intelektualną i szkoły dla niepełnosprawnych fizycznie.
W tzw. międzyczasie ogłoszono czarodziejską formułę "integracji",
w końcu także dlatego, że coraz większa liczba rodziców zaczęła
walczyć o dostęp swoich niepełnosprawnych dzieci do zwykłych szkół.
Zdaniem Jensa nie zawsze stanowi to cechę pozytywną. W wielu przypadkach
uczniowie niepełnosprawni stają się czynnikiem przeszkadzającym
i wywołującym w klasie współczucie. Muszą wysłuchiwać zarzutów,
gdy przykładowo cała klasa musi zrezygnować z wycieczki, bo jej
cel nie jest przystosowany dla osób poruszających się na wózkach.
"Poza tym z wielu powodów kształcenie niepełnosprawnych
dzieci w zwykłych szkołach nie może być zawsze optymalne",
mówi Jens.
To co się dzieje w szkołach jest symptomatyczne dla ogólnej sytuacji
niepełnosprawnych w Niemczech. Przez długi czas nie mieli oni żadnych
lub niewielkie możliwości wyboru. Ludzie niepełnosprawni byli pielęgnowani,
zaopatrywani i zamykani w domach lub specjalnych placówkach. W tej
chwili możliwości wyboru są większe i lepiej dopasowane do pojedynczego
przypadku. To jest proces, który jeszcze długo nie będzie zakończony.
Wielu w pełni sprawnych decydentów nie przyzwyczaiło się jeszcze
do myśli, że człowieka niepełnosprawnego można traktować jak pełnoprawnego
członka społeczeństwa. Równocześnie jednak wielu niepełnosprawnych
i ich bliskich ma nadal trudności z uznaniem i egzekwowania swojego
prawa do pełnoprawnego uczestnictwa w życiu społecznym.
Z Jensem jest inaczej. Ten 32-latek nauczył się radzić sobie ze
swoją chorobą i wynikającą z niej niepełnosprawnością fizyczną.
Wielką pomocą byli w tym wypadku jego rodzice i bracia. "Gdy
inne dzieci za bardzo się ze mną drażniły, problem był rozwiązywany
ręcznie" - tak Jens wspomina pomoc ze strony braci. Rodzice,
a szczególnie matka - sama będąca nauczycielką - troszczyli się
poza tym, by Jens zdobył dobre wykształcenie. Ponieważ w ich miejscu
zamieszkania, w górach Eifel przy zachodniej granicy RFN, nie było
odpowiedniej oferty, Jens trafił wspólnie ze swoim bratem bliźniakiem
do internatu przy szkole realnej dla niepełnosprawnych fizycznie
w Aachen. Potem uczęszczał do szkoły średniej dla niepełnosprawnych
ruchowo w Kolonii, gdzie zdał maturę, równocześnie zdobywając wykształcenie
kupieckie w handlu hurtowym i zagranicznym. Jeszcze później studiował
ekonomię i organizację przedsiębiorstw i jest dzisiaj dyplomowanym
ekonomistą. Z pewnością jego droga życiowa nie jest charakterystyczna
dla wszystkich niepełnosprawnych dzieci w Niemczech, ale pokazuje,
że także dla osób z niepełnosprawnością stoją do dyspozycji możliwości
rozwoju zgodne z ich predyspozycjami i zainteresowaniami.
Znacznie większą rolę niż u osób sprawnych odgrywa w tym wypadku
sytuacja finansowa. Środki pomocnicze, dostosowanie domu czy samochodu,
jak też często koszty osobistej opieki (asysty) pochłaniają dużo
pieniędzy. Wszystkie niezbędne środki pomocnicze, jak np. wózki
inwalidzkie, kule, chodziki i protezy muszą być zasadniczo finansowane
przez kasy chorych. Poszkodowany ma tutaj spore możliwości wpływu
na to, co w rzeczywistości zostanie mu postawione do dyspozycji.
Ten, kto - przykładowo - potrzebuje wózka inwalidzkiego, przegląda
najpierw - jak każdy kupujący - dostępną ofertę. Może to zrobić
w odpowiednim sklepie, poprzez katalogi, na imprezach targowych
czy często także poprzez osobisty kontakt z osobą w podobnej sytuacji.
Gdy znajdzie dla siebie odpowiedni produkt, musi prosić o przepisanie
go przez swojego lekarza. Z receptą udaje się następnie do swojego
sklepu, gdzie otrzymuje ofertę cenową produktu. Ofertę przedkłada
teraz w kasie chorych. Ta z reguły wraża zgodę na zakup wymaganego
produktu i może on już zostać zamówiony i dostarczony przez wspomniany
sklep. Niestety, oszczędności wprowadzane w ubezpieczeniach zdrowotnych,
niepotrzebna biurokracja i skomplikowane przepisy powodują, że niepełnosprawni
muszą niekiedy najpierw stoczyć ostrą walkę o swoje prawa.
Jeszcze bardziej skomplikowanie wygląda to w przypadku wszystkich
zmian dostosowawczych w mieszkaniu, domu czy samochodzie. Tutaj
kończą się kompetencje kas chorych i przejmują je inni płatnicy.
Decydujący wpływ na dostatek lub niedostatek ma tutaj w szczególności
przyczyna niepełnosprawności. Kto swojej niepełnosprawności nabawił
się w trakcie wykonywania pracy zawodowej lub poprzez udział osoby
trzeciej, wychodzi na tym relatywnie korzystnie. W tym wypadku bowiem
pokryciem wszystkich szkód zajmują się albo zrzeszenia zawodowe
albo główny ubezpieczyciel sprawcy wypadku. Poza tym w określonych
okolicznościach poszkodowany może się jeszcze liczyć z odszkodowaniem,
które jednak jest znacząco niższe niż to wypłacane w USA. Mimo to
przyczynia się ono do dodatkowego polepszenia sytuacji finansowej
poszkodowanego.
Inaczej jest w przypadkach, gdy do niepełnosprawności doszło w
wyniku choroby czy wypadku z winy własnej (i przy okazji objętego
ubezpieczeniem w niewystarczającym zakresie). Zasadniczo pojawiające
się koszty muszą wtedy ponosić płatnicy państwowi - głównie jednostka
pomocy społecznej (Sozialamt). Oczywiście regulacje są wówczas surowe
a dowolność oceny znacząca. Kto - przykładowo - potrzebuje samochodu,
by dotrzeć do pracy, może ewentualnie co 5 lat otrzymać refinansowanie
kosztów odpowiednio wyposażonego pojazdu. Sensowna regulacja, gdyż
z biorcy świadczeń społecznych czyni de facto płatnika takich świadczeń.
Jednak z drugiej strony oznacza ona, że osoby niepełnosprawne, które
pracy nie znalazły, w większości przypadków muszą z samochodu zrezygnować
- co jeszcze raz ogranicza ich szanse równoprawnego włączenia się
w życie społeczne. A sytuacja na rynku pracy dla ludzi niepełnosprawnych
pozostaje w Niemczech nadal trudna.
Przy pomocy badań z roku 2000 rząd dowiedział się, że zarówno bieda
jak i bezrobocie pośród niepełnosprawnych są szczególnie wysokie.
W odpowiedzi stworzono program "50000 miejsc pracy dla niepełnosprawnych",
który miał znacząco poprawić tę sytuację. Za pomocą różnych środków
cel zresztą częściowo osiągnięto. Jednak wielu ekspertów poddaje
w wątpliwość, czy jest to długotrwały sukces, powiązany bezpośrednio
z programem - zwłaszcza, że nie wszystkie podjęte środki współgrają
ze sobą w optymalny sposób. Przykładowo, osoby najbardziej niepełnosprawne
otrzymują znaczące kwoty na stworzenie i wyposażenie miejsca pracy,
ale z drugiej strony na podstawie jednego z przepisów, zmuszone
są z powrotem oddać tak dużą część swojego dochodu na pokrycie kosztu
opiekunów (asysty), że w końcu zostaje im mniej niż gdyby w ogóle
nie podjęły pracy.
Problem ten spotkał też Jensa, ale znalazł on już akceptowalne
dla siebie rozwiązanie, jako że w międzyczasie podjął pracę jako
samodzielny doradca rehabilitacyjny i nie jest w związku z tym przypisany
do jakiegoś pracodawcy.
Wielkim życzeniem na drodze do równoprawnej integracji pozostaje
dla wielu niepełnosprawnych w Niemczech wprowadzenie ustawy zakazującej
dyskryminacji. Wprawdzie w ubiegłym roku uchwalono "związkową
ustawę o równouprawnieniu", ale jest ona raczej formą deklaracji.
Zastosować te przepisy powinni przede wszystkim przedsiębiorcy prywatni,
ale nie jest to obligatoryjne. I tak w stwierdza się co prawda w
ustawie, że każdy człowiek niepełnosprawny może zasadniczo wymagać
dostępności budynków użyteczności publicznej. Ustawa nie tworzy
jednak żadnej podstawy prawnej do - na przykład - zaskarżenia banku,
który obok schodów wejściowych nie oferuje ani podjazdu, ani windy.
Choć wprowadzenie ustawy przeciw dyskryminacji pozostaje w planach
rządu, to jednak wydaje się w tej chwili odsunięte w daleką przyszłość.
Dla Jensa rozwój sytuacji jest mimo wszystko pocieszający: "W
ostatnich latach więcej pozytywnego stało się w głowach niż na papierze".
Tekst: Volker Neumann, redaktor naczelny pisma
"Handicap"
Fot. Jens Krümmel
Tłumaczenie: Tomasz Szperkowski
Wszelkie prawa zastrzeżone
|